Tym razem postanowiliśmy naszą przygodę zacząć w piękny majowy weekend. Podczas gdy większość Polaków z niecierpliwością czeka na upragnione majowe ciepło, my udaliśmy się w miejsce znacznie chłodniejsze. Nasza pierwsza samolotowa wyprawa do Norwegii zaczęła się na lotnisku w Gdańsku (do tej pory zawsze jeździliśmy samochodem). Po krótkim locie znaleźliśmy się na lotnisku w Oslo, czekając na przesiadkę.

U nas wiosna, a w północnej Norwegii jeszcze zima w pełni.

Lotnisko w Tromso z lotu ptaka.

Na miejscu zastała nas piękna pogoda.

Przygotowujemy się do wędkowania.

Zestaw na halibuty.

No i zaczęło się to, czego się w ogóle nie spodziewaliśmy. Ilość i wielkość łowionych ryb powaliła nas na kolana.









Okaz Pawła – dorsz 29kg

Do filetowania zabieraliśmy jedynie największe sztuki, zazwyczaj te, które nie były w kondycji, żeby odpłynąć.

Łowiliśmy nie tylko skreie.

…i nie tylko ryby 😉

Z łodzi podziwialiśmy również piękne zimowe widoki.

Paweł i jego oba trofea.

Na koniec pobytu dla relaksu pojechaliśmy na zwiedzanie Tromso.






Bagaże spakowane… czas wracać do domu.